się nie przyznawać, bo kompletnie nic na nią nie mieli. oprócz przewagi intelektualnej i znajomości socjotechniki. Ich domysły, a nawet ewentualna wiedza to jedno, a możliwość udowodnienia czegokolwiek to zupełnie inna sprawa. Temat mógł się zakończyć na etapie stwierdzenia, że dokumenty zostały zniszczone w spalarce. Tu temat powinien zostać przez nią zamknięty. Nie ma dalszej historii.
Jak napisałem, nie mieli żadnych dowodów, tylko trochę wiedzy, trochę poszlak. Przetworzenie wiedzy, domysłów, a nawet materiału operacyjnego na dowody bardzo często jest niemożliwe bez współpracy, przyznania się osoby oskarżanej, podejrzewanej. Do dzisiaj by chodziła wolno, gdyby się nie przyznała do zarzucanych czynów. Na tym żeruje wymiar sprawiedliwości na całym świecie.
no nie jest trudne sprawdzenie z jakiego kompa byl wydruk, ile bylo sciagniec dokumentu i tak dalej. Jedynie mogla wymigac sie od wysyłki.
O tym właśnie pisałem na wstępie. Co można udowodnić to można. Ale jej zeznania powinny się zakończyć na etapie stwierdzenia, że spaliła dokumenty w spalarce. I KONIEC. Na tym kończyły się możliwości udowodnienia czegokolwiek co było później.
Dopiero wysłanie tych dokumentów było przestępstwem. A na to, że zrobiła to ona nie było żadnych dowodów, pomogłem?
A Ty umiałbyś tak bez mrugnięcia okiem kłamać przed FBI? Młoda dziewczyna, przekonana że nie zrobiła nic złego, poddana manipulacjom FBI. Sugerowali - jak władze w każdym kraju - powiedz co wiesz a pójdziesz do domu. (BTW - to przenośnia - nie pisz że cały film dział się w domu :)
Ja bym nie pracował w FBI, ale gdybym pracował, to nie wysłałbym tych dokumentów, ale gdybym je jednak wysłał , to bym się do tego nigdy nie przyznał. Lepiej odsiedzieć 48h i pójść do domu, niż pójść do domu i odsiedzieć później kilka lat.
To, że się przyznała w trakcie przesłuchania, nie miało znaczenia, bo nie odczytali jej praw i nie mogli tego wykorzystać w sądzie. Musieli miec bardzo mocne dowody, skoro zgodziła się na ugodę i poszła siedzieć. Zresztą sprawa jest dokładnie opisana w necie