Kolejny poruszający film Felliniego, jak dla mnie dużo lepszy nawet od sławnej "La Strady". Prosta historia, opowiedziana w prosty sposób, ale uważny widz na pewno dopatrzy się wielu symboli i drugiej warstwy. Mamy tu jak zwykle przepięknie nakreślony obraz Rzymu, mamy religię, pokazaną w interesujący sposób,zarówno jako nadzieję, jak i opium dla mas, mamy w końcu miłość w wielu odcieniach. Wszystko to zgrabnie wpisane w opowieść o marzeniach naiwnej i słabej kobiety. Tylko do zakończenia mam zastrzeżenie.
SPOILER
Neo-realizm ma chyba wpisane w definicji, niczym tragedia antyczna że wszystko musi się źle skończyć. Ale nie rozumiem totalnie przemiany jaka zaszła w Oskarze, nie wierzę że wolał pieniądze, które przecież i tak miał, zamiast miłości. Zważywszy na jego wcześniejszą postawę, wierzę że na prawdę kochał Cabirię. Myślę że Fellini na siłę zrobił unHappy End. Choć owszem, scena nad przepaścią ma wielowarstwową wymowę i jak ktoś słusznie zauważył- Cabiria możę po prostu skoczyła z przepaści, a grajkowie którzy wokół niej krążyli to aniołowie którzy witali ją u bram nieba. Mam więc mieszane uczucia jeśli chodzi o końcówkę.
KONIEC SPOILERA
nie postrzegam tego filmu jako neo-realistycznego, ale przede wszystkim chciałem się z Tobą zgodzić - i dla mnie ten film lepszy od "La Strady", której przede wszsytkim można zarzucic pewną schematyczność, opowiadana historia idzie tam takim prostym torem, przynajmniej ja to tak odbieram. samo zakończenie "Cabirii" - to musi być afirmacja życia, która też chyba była wtedy w stylu Felliniego. widzę to jako historię kobiety upadłej, ale o pięknej duszy i "niezatapialnej". nie może byc mowy o samobójstwie.
A po co się ograniczać jakimś neo-realizmem? Nie zdziwilbym się jakby Fellini nie wiedział co to takiego.. To jest fellinizm, w każym filmie odrodzony na nowo. :)
I własnie końcówka jest genialna, jedna z najlepszych w historii kina.Z jednej strony tragizm, z drugiej Jest afirmacja życia, za to między innymi lubię Felliniego.
Nie jest to film neorealistyczny, pod koniec lat 50 już się nie tworzyło takich filmów, aczkolwiek neorealizm bardzo wpłynął na całą twórczość Felliniego, przez to że w młodości współpracował z Rossellinim.
Ależ mi się podoba to Twoje określenie "niezatapialna". Mogę przywłaszczyć? :) Idealnie pasuje do tego co zobaczyłam. Masina właściwie zatrzymała mnie przy tym filmie. Dodałabym tylko, że tą "piękną duszę" miała na twarzy.
Najsilniejszą stroną, jak dla mnie, La Strady jest jej prostota. Mógłbym tak zrobione schematy oglądać bez końca. Obok Wieczoru Kuglarzy najfajniejszy "cyrkowy" film. Noce są dla mnie takie sobie, już Niebieski Ptak bardziej mnie poruszył. Pozdrawiam fanów Felliniego.
P.S.Z tymi aniołami w końcowce to ktoś zrobił niezłą nadinterpretację, popuścił wodze własnych projekcji...
Zdecydowanie najlepszy film Felliniego z jego wczesnego okresu. Gulietta cudowna. Gra olśniewająco .
Ciekawe spostrzeżenie jeśli chodzi o Oskara. Poświęciłam całą uwagę Cabirri, uważając Oskara za typowego oszusta matrymonialnego - a można zobaczyć to też z innej perspektywy. Bardzo odkrywczej dla mnie.
Tak, zgadzam się z Twoja teorią a propos Oskara. Trochę ta przemiana jest zbyt drastyczna, najpierw nieśmiały, delikatny, wręcz gentleman, a później zimny drań. Przecież wiążąc się z nią nie mógł wiedzieć, że ona ma odłożone pieniądze i dom, który może sprzedać. Zastanawiala mnie ta nagła przemiana, no, ale cóż tak chcieli twircy, jak to się mówi...