Pewnie nie umiem obiektywnie ocenić tego filmu, bo Montana zaraz po Alasce to mój ukochany stan i oglądałem przede wszystkim dla pejzaży, które oczywiście nie zawodzą. Ale na pierwszym planie mamy również znakomite aktorstwo i mocno wierzę w to, że ci młodzi ludzie kiedyś powalczą o Oscary. Jest bardzo kameralnie w kontraście do tych olbrzymich przestrzeni i umiejętnie zniuansowane dramaty nakładają się tu na siebie stopniowo. Podoba mi się ta przestrzeń po rodzinnej apokalipsie, nie ma żadnych natrętnych retrospekcji, są emocje wystarczające do stworzenia wiarygodnego dramatu. Całość w bardzo sennej konwencji, w której wiarygodna nie jest tylko natura, ale również zagubieni w niej ludzie w obliczu utraty kogoś, kogo dawno stracili. Piękne i wzruszające dwie godziny.