Bardzo mocno przemawia do wyobrazi. Historia odarta ze zbednych ozdobnikow i patosu, gdzie nie ma miejsca na bohaterstwo. Porownanie Sometimes in April z filmem Terr'ego George'a Hotel Ruanda wychodzi na korzysc tego pierwszego(no moze poza aktorstwem). Goraco polecam!
Mam podobne odczucia, ale "Hotel Ruanda" zrobił na mnie większe wrażenie. Czegoś brakowało filmowi "Czasem w kwietniu". Dynamiki?
Hotel Ruanda był po prostu lepiej opowiedziany. Film tworzył całość, "Czasem w kwietniu" był jakiś taki chaotyczny.
Poza ty - raczej całą ekipa "Hotel..." była lepsza, od montarzystów, przez aktorów, na reżyserze kończąc.
Za "Czasem w kwietniu" przemawia - większa brutalność, większy realizm, no i duży nacisk na prezentowanie dokładnie historii w czasie, podając dokładniej chronologię zdarzeń.
"Hotel..." przypomina "Listę Schindlera", no ale nic dziwnego, bo czyn dyrektora hotelu tego samego typu (z poprawką na typowo filmowe naciągania).
Mój największy zarzut do "Czasem w kwietniu" - podobnie jak w "Podając rękę diabłu" i "Shooting dogs" - historia głównych bohaterów nie jest imo dobrze opowiedziana. Mimo, że w 2 z tych filmów przechodzą przez większy koszmar - ja zdecydowanie bardziej wkręciłem się w "Hotel...".
Ktoś napisał, że w "Czasem..." nie ma miejsca na bohaterstwo. Jest jest. Mamy kilka osób poświęcających się dla innych (tyle że z marnym skutkiem).
Nie podobało mi się również rozmowa braci na końcu. Ta ich rozmowa straszliwie dziwacznie wyglądała...