Recenzja filmu

Likwidator (1991)
Atom Egoyan
David Hemblen
Maury Chaykin

Ekranowa samotność Atoma Egoyana

Atom Egoyan – kanadyjski reżyser, ormiańskiego pochodzenia – od lat zaskakuje światową publiczność swymi przenikliwymi obserwacjami relacji międzyludzkich i krytyką współczesnego społeczeństwa.
Atom Egoyan – kanadyjski reżyser, ormiańskiego pochodzenia – od lat zaskakuje światową publiczność swymi przenikliwymi obserwacjami relacji międzyludzkich i krytyką współczesnego społeczeństwa. Można chyba pokusić się o stwierdzenie, iż jest to twórca który nie funkcjonuje w świadomości masowego widza – nadal sytuuje się gdzieś na obrzeżach tzn. „mainstreamu”. Uświadamiając sobie ową artystyczną niezależność Kanadyjczyka, natrafiamy na swoisty paradoks. Egoyan, pomimo swej nieprzynależności do kina popularnego, bardzo chętnie odwołuje się do paradygmatów kultury masowej i społeczeństwa konsumpcyjnego, które poddaje bezlitosnej krytyce. „Likwidator” jest właśnie jednym z tych filmów, w którym Atom Egoyan roztacza ponurą refleksję nad współczesną cywilizacją i kondycją ludzką. Tytułowym „likwidatorem” jest Noah Render (Elias Koteas) – szeregowy pracownik towarzystwa ubezpieczeniowego, którego zadaniem jest zapewnienie doraźnej pomocy ludziom, którym spłonął dom. Opieka jaką roztacza Noah nad swoimi klientami, dalece wykracza poza sformalizowane stosunki zawodowe. Bohater odczuwa przedziwną odpowiedzialność za swoich „podopiecznych”, postrzega siebie jako kogoś w rodzaju „zbawiciela”, „anioła stróża”; Małgorzata Smorąg, w swoim tekście poświęconym twórczości Atoma Egoyana, przyrównuje Noah do biblijnego Noe, który ratuje ofiary życiowego kataklizmu. Oczywiście składowym elementem relacji wybawiciel-ocalały jest wdzięczność, dzięki której powstają intymne relacje, wytwarza się swoista symbioza między Noah, a jego klientami. Zależność ta, oparta jest w dużej mierze na odbywaniu stosunków seksualnych, także natury homoerotycznej. Dla bohatera bowiem nie istotna jest kwestia płci, liczy się sama możliwość nawiązania kontaktu, wejścia w przypisaną sobie rolę. Postać Noah Rendera jest niezwykle dwuznacznie nacechowana – zbudowana przez reżysera na zasadzie kontradykcji. Z jednej strony bohater utożsamia osobliwą empatię i głęboką wiarę w swoje posłannictwo, lecz z drugiej – jest to jednostka, której działania są całkowicie instrumentalne i pragmatyczne. Całe życie Noah ogranicza się do wykonywania swojego zawodu (nawet w nocy niecierpliwie wyczekuje informacji o kolejnym pożarze), jego praca wydaje się być uzależnieniem czy też substytutem prawdziwego życia. W pewnym momencie granica pomiędzy tym, co stanowić ma realny, uświadomiony sens egzystencji, a tym co jest sztucznie wykreowane, całkowicie się zaciera. Główny bohater nie do końca już potrafi dostrzec tę różnicę, sprawia wrażenie człowieka z uśpioną percepcją. Noah Rendera cechuje świadomość bezrefleksyjna – czy też idąc tropem myśli Sørena Kierkegaarda –estetyzm bezpośredni, który wpisany jest w estetyczną sferę egzystencji. W myśl duńskiego filozofa: „Wybranie sfery estetycznej pcha nas w stronę życia hedonistycznego (egoistycznego) i pogoni za przyjemnościami, ciągłego pożądania nowości. Wybór ten motywowany jest strachem przed nudą i ucieczką przed rozpaczą, ale skazany jest na porażkę – ostatecznie padniemy ofiarą rozpaczy i melancholii”. Znamienna jest scena, w której Noah wraz z jedną klientką – Arianne (Jennifer Dale), spaceruje po ruinach jej spalonego domu. Kobieta z rozgoryczeniem w głosie i przejmującą obojętnością przyznaje, iż z całkowitym spokojem obserwowała jak płonie dobytek jej życia. Pozwoliła na to, gdyż jak mówi: „Coś musiało się zmienić...więc patrzałam jak się zmienia”. W tym momencie Noah Rendera opanowuje wyraźne zdziwienie i konsternacja, nie jest on bowiem w stanie pojąć postępowania ani motywacji Arianne. Nie jest także w stanie uczynić nic, co wykracza poza skatalogizowanie jej życia i roztoczenia nad nią swojej „opieki”. Atom Egoyan zamyka postać likwidatora w ramach zinstytucjonalizowanej jednostki, nie zdolnej do wyjścia poza zawodowy konstrukt myślowy. Reżyser nadaje jej także cechy egzystencjalnego pasożytnictwa – wykorzystywanie kolejnych ofiar pożarów, w celu uzyskania namiastki podziwu i szacunku. Istotnym faktem jest także to, iż Noah bardzo usilenie podtrzymuje powstałe „więzi” czy raczej zależności, ponieważ są one swoistym antidotum na poczucie wyobcowania i pustki. Drugą, centralną osobą w filmie jest Hera (Arsinée Khanjian) – żona tytułowego likwidatora, cenzorka produkcji pornograficznych. Hera także jest postacią niezwykle złożoną, enigmatyczną – co ujawnia wyraźne upodobanie Egoyana do wszelkich niejednoznaczności. Charakter pracy bohaterki, może prowadzić widzów w kierunku dwuznacznych skojarzeń i wniosków, dotyczących cech osobowościowych postaci. Reżyser tymczasem, czyni z niej cenzora idealnego, który z całkowitym chłodem weryfikuje oglądane obrazy. Hera stoi w całkowitej opozycji do swoich współpracowników, którzy pod maską profesjonalizmu, czerpią wyuzdaną przyjemność z ekranowej perwersji. Atom Egoyan, za pośrednictwem swojej bohaterki, prezentuje zdrowe zdystansowanie do współczesnego świata, przesiąkniętego natarczywą seksualnością. Reżyser postuluje, aby nie poddawać się upojeniu powierzchownością i sztucznością techniki. Intymność (fałszywa) medium zapośredniczona jest przez możliwość podglądania, pozornego uczestnictwa. Voyeuryzm jest niezwykle ważnym elementem filmowego uniwersum Egoyana, w „Likwidatorze” przybiera formę właśnie ekranowej pornografii. Najdobitniej pokazuje to scena, w której tajemniczy mężczyzna (postać jakby wyjęta z filmów Davida Lyncha) oddaje się masturbacji, podglądając przez okno fragmenty filmów porno. „Likwidator” to, przerażająco smutny i miejscami mroczny, film o ludzkiej samotności i zagubieniu we współczesnym świecie. Wszyscy bohaterowie sprawiają wrażenie zawieszonych w jakiejś, przedziwnej metarzeczywistości, w której panuje całkowita atrofia więzi społecznych. Komunikacja międzyludzka sprowadzona zostaje do niewiele znaczących dialogów, które potęgują tylko poczucie bezsensowności. Atom Egoyan kreśli świat pogrążony w transgresji, w którym przekraczane są wszelkie granice i normy etyczne. Pomimo niekwestionowanego pesymizmu sączącego się z ekranu, kanadyjski twórca zdecydowanie bardziej woli zadawać pytania, niż udzielać odpowiedzi. Pragnie pozostawić widzowi pewną autonomiczną przestrzeń znaczeniową. Egoyan zaprasza odbiorcę do wędrówki po swoim filmowym świecie – ciasnym i mrocznym – ale jakże fascynującym.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones